Nie umiem w tagi czyli pierwsza połowa 2019 r.
Koniec z tym ociąganiem się i wymówkami. Najwyższy czas na podsumowanie pierwszej połowy 2019 r. Nie wybrałam książki najlepszej, ale mam na liście kilka pozycji, na które warto zwrócić uwagę. Czasem, żeby ich nie czytać. Nie umiem w różne tagi i tym podobne, więc wybrałam to, co mi odpowiada. 😉 Zaczynamy!
Książka, która mnie uszczęśliwiła to „Federer and me: A story of obsession”. Autorem jest brytyjski dziennikarz William Skidelsky, który opisał w niej swoją fascynację najwybitniejszym tenisistą wszechczasów. To nie jest najlepsza sportowa historia, jaką czytałam („Open” Agassiego jeszcze nic nie przebiło), ma potwornie nudne i zbędne fragmenty: jako fankę Rogera bardziej mnie interesuje tenis i gra zawodników niż życiowe wybory autora. Niemniej jednak, pod koniec czerwca, tuż przed rozpoczęciem Wimbledonu, to była lektura, której potrzebowałam. Czasem się śmiałam, czasem irytowałam, ale w sumie fajnie było poczytać o tym, że niektórzy są jeszcze większymi wariatami. No co... czytanie to też rozrywka!
Pozostając w pozytywnym i romantycznym nastroju kolejna kategoria to książkowy crush i o dziwo jest to „Germinal” Emila Zoli. Kto zagląda często na mojego Instagrama, wie, że ta książka przyczyniła się do potężnego kryzysu czytelniczego. Sama się sobie dziwię, a może i nie (kto się czubi, ten się lubi), ale natężenie przemocy i seksu było w pewien pokręcony sposób fascynujące. Oczywiście, to powieść o poważnych problemach: ekonomicznych i społecznych, codziennym życiu górników w XIX w., o strajkach, głodzie, ale wiecie... ekonomiści uczą się o tym na studiach.
Przy dwóch książkach płakałam i jak to u mnie bywa to pozycje z kategorii non-fiction. Przejmujący i przerażający zapis wyprawy przez Polskę tuż po zakończeniu wojny „Przez ruiny i zgliszcza. Podróż po stu zgładzonych gminach żydowskich w Polsce” Mordechaja Canina boli i bulwersuje, ogrom żalu i smutku jest prawie nie do zniesienia. A jednak, to lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy chcą wiedzieć, jak było. Joanna Ostrowska w swojej książce „Przemilczane. Seksualna praca przymusowa w czasie II wojny światowej” dokonała rzeczy niezwykłych, wyciągnęła z zapomnienia i z ogromną dokładnością, ale i czułością opisała piekło kobiet tamtych czasów. Ponownie, pozycja trudna, ale ważna.
Zmieniając nastrój moim największym książkowym zaskoczeniem była „Jedyna historia” Juliana Barnesa. Prosta, ale niebanalna, opowieść o miłości starszej kobiety i dużo młodszego mężczyzny. Bez szczęśliwego zakończenia za to z intrygującym zabiegiem zmiany sposobu narracji wraz ze zmianami w związku dwojga bohaterów. Porządna porcja rozrywki. Moje zaskoczenie jest tym większe, że egzamin zdała w formie audiobooka (czytał Jerzy Schejbal).
Niestety kolejne dwie książki też mnie zdumiały. Moimi największymi rozczarowaniami są „Feinweinblein” Weroniki Murek i „Psy ras drobnych” Olgi Hund. Jako wielka fanka pierwszego opowiadania ze zbioru „Uprawa roślin południowych metodą Miczurina” przeżyłam srogi zawód dramatami. Trzy sztuki Murek są nieczytalne. Nie da się tego czytać samemu, po cichu ani na głos (hm... czy to się da w ogóle wystawić na scenie?) wypowiedzi bohaterów zredukowane są do granic możliwości przez co tracą nie tylko sens, ale i rytm. Z tą oszczędnością kontrastuje naszpikowanie odniesieniami do historii Polski, literatury czy dramatu. Na myśl przychodzą wielkie nazwiska i w recenzjach znajdziecie wyliczanki od Gombrowicza, przez Mrożka, Ionesco po Becketta i Wyspiańskiego. Tak, jest absurd, groteska, trafne obserwacje, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że te teksty nie niosą ze sobą żadnego głębszego przesłania. Szkoda, bo naprawdę liczyłam, że Weronika Murek zda test drugiej książki. Jeżeli chodzi o „Psy ras drobnych” to dziwią mnie liczne nominacje i nagrody. To dobry tekst, pełen błyskotliwych zwrotów i anegdotek ze szpitala psychiatrycznego luźno ze sobą powiązanych, bez żadnych głębiej zarysowanych postaci czy sytuacji. Ot, taka przyzwoita wprawka. Za mało na pełnoprawny tekst.
Zbliżamy się powoli do końca a jako przedostatni punkt przedstawię Wam nowego autora, którego dla siebie odkryłam: Alessandro Baricco. Nie sięgnęłabym po jego książki, gdyby nie Big Book Festival. Na pierwszy ogień poszedł cieniutki „Jedwab” prosta historia o zdradzie i miłości, niezwykle zgrabnie i dobrze opowiedziania. Bo Baricco potrafi opowiadać! Trzeba było go usłyszeć na żywo na spotkaniu BBF, by zrozumieć jak pięknie czaruje słowami. Druga w kolejności lektura nie przekonała mnie już tak bardzo, zbyt udziwniona narracja (w tym roku zdecydowanie preferuję proste historie) z trochę naciąganą myślą przewodnią. Mam wrażenie, że były to jedynie sprytne wybiegi, by po prostu napisać dużo o seksie. Hm, ale znowu Baricco fajnie opowiada, więc wybaczam niedociągnięcia, a kolejne książki wpisuję na listę do przeczytania.
I na sam koniec kategoria zupełnie nie w moim stylu, bo jakoś bardziej w książkach pociąga mnie ciekawa fabuła niż bohaterowie. Jednak bohaterka komiksu Alison Bechdel „Fun home” to postać wyjątkowa, więc na ulubioną bohaterkę pierwszej połowy 2019 r. się nada. Alison szczerze opowiada historię swojej rodziny, trudnych relacji i poszukiwania własnej tożsamości. Ani przez chwilę nie ma łatwo, jednak bije ze stron tego komiksu jakaś siła i wyważony optymizm.
Mam nadzieję, że zestawienie Wam się podobało. Koniecznie dajcie znać jakie byłyby Wasze typy.