Wszystkie Lemy mojego Ojca

Mój Ojciec lubi, kiedy my "dzieci" zwracamy się do niego pełnymi nazwami pokrewieństwa. Gdy mieliśmy po parę lat było to dość onieśmielające, zwłaszcza gdy z uporem maniaka udawał, że nie wie do kogo zwraca się mój kuzyn krzycząc „wujku”. Dziś, kiedy dorośliśmy, używamy tych form z przyjemnością. Dzieci znajomych moich rodziców, kuzyni, kuzynki i wszystkie ich żony i mężowie piszą do niego na Facebooku Wuju bądź Stryju. Nie pamiętam czy kiedyś wyjaśnił mi skąd to jego upodobanie, ale nie zdziwiłabym się, gdyby wynikało z zachwytu Sienkiewiczem. „O(j)ciec, prać?” brzmi przecież majestatycznie.

Najzagorzalsi fani spierają się czy Matrix to twórcza inspiracja czy plagiat.

















Ale, ale ja nie do końca o tym chciałam Wam napisać. Z Ojcem moim mamy pewne wspólne doświadczenia czytelnicze. I nie chodzi tu o zwykłe czytanie tych samych książek, ale o coś więcej, coś w rodzaju międzypokoleniowego porozumienia, wspólnych przeżyć, lektur, które dla nas są bardzo ważne, chociaż nie zawsze z tych samych powodów. Takim pozytywnym doświadczeniem jest Friedrich Dürrenmatt i jego dramaty, a zwłaszcza „Fizycy”. Wspólnie wybrzydzaliśmy zaś nad „Alchemikiem” Paolo Coelho. No dobrze, pastwimy się nad nim czasem i dzisiaj.
W tym naszym wspólnym czytaniu istnieje jednak ogromna przepaść. Jednym z ulubionych pisarzy mojego Ojca jest Stanisław Lem. I to ulubionych w starym stylu. Przeczytał chyba wszystkie jego książki, niektóre kilkakrotnie i zna je prawie na pamięć. Wspólne oglądanie jakiegokolwiek filmu sci-fi ma przez to stały schemat. Nieważne czy to klasyk kina, czy nowa ciekawa produkcja, czy oglądamy w kinie, czy w TV przy napisach końcowych pada sakramentalne: „Dobry film, ale Lem już to kiedyś opisał”. Po czym wymieniany jest dokładnie tytuł książki lub opowiadania oraz krótkie uzasadnienie dlaczego pomysł Lema jest lepszy. Bo że jest lepszy nigdy nie podlega dyskusji. Zazdroszczę tego mojemu Ojcu do dzisiaj. Tej pasji, pamięci i umiejętności przypomnienia sobie w każdym momencie, co też ten Lem napisał. 

Incepcja i motyw snów w snach. Dobry film, ale... 
Źródło: pinterest.com















 
Ja, nie to że nie pamiętam, po prostu Lema nie czytałam. Jakieś opowiadanie o pilocie Pirxie w ramach szkolnych lektur. Kiedyś porwałam się na „Dzienniki gwiazdowe”, akurat stały pod ręką na regale, ale porzuciłam je po 100 stronach. Fascynacja mojego Ojca wywindowała moja oczekiwania, długo wydawało mi się, że Lem z jego opowieści jest dużo ciekawszy. Z czasem przyszła jednak wyprowadzka z domu, studia, praca, niezależne życie. Okazji do wspólnego oglądania filmów było zdecydowanie mniej (chociaż uwielbiam dzwonić do Ojca i pytać się czy widział dany film i w odpowiedzi słuchać, w której książce „Lem to już opisał”). Parę lat temu, podczas jednej z wizyt u rodziców, podczytałam parę stron z książki leżącej na stoliku, nie pamiętam tytułu, ale Ijon Tichy rozbawił mnie do łez. Zdałam sobie wtedy sprawę, że potrzebowałam czasu i dystansu, by rozpocząć swoją przygodę z Lemem.

Zatem, Drogie Czytelniczki i Czytelnicy, to jest mój plan na wakacje: Stanisław Lem w przepięknym wydaniu z okładkami projektu Przemka Dębowskiego. Tylko od czego zacząć czytanie? Oczywiście jako wierna czytelniczka bloga Pyzy z uwagą przeczytałam jej poradnik i na jego podstawie mam swój typ. Jestem jednak strasznie ciekawa, co Wy byście mi poradzili.
Fot. własna




8 komentarzy:

  1. Ja pewnie zaczęłabym od początku :) tzn tak chronologicznie wg dat wydania, choć stwierdzam, że sama z Lemem tak nie robiłam, co kiedyś chyba nadrobię (bo i jest też co nadrabiać). Ale osobiście przepadam za Lemem :) Zarówno tym sci-fi (czyli jego 90%), jak i piszącym prozę (czego mniej; ale polecę Ci "Szpital przemienienia"). Trzymam kciuki za fajne wyzwanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja! Jeszcze przecież jest Lem nie sci-fi... Swoją drogą muszę się Ojca spytać czy na pewno go czytał. ;)
      Najwcześniejsze z mojej domowej biblioteczki są "Dzienniki Gwiazdowe" bo tak całkiem od początku to chyba nie dam rady. ;)

      Usuń
  2. O rety, strasznie, ale to strasznie się cieszę, że będziesz czytać Lema! Czy doczekamy się garści opinii o tym, co przeczytasz? Masz we mnie wierną dyskutantkę :)!

    Ten stosik, który masz, prezentuje się bardzo dobrze, to zacne rzeczy są (na razie o Pirxie nic nie mogę powiedzieć, bo on jeszcze przede mną -- tego zrażenia z podstawówki nie liczę). Z moich ulubionych (już to zapewne wiesz, ale powiem ;)) i takich, które do dzisiaj najmilej wspominam, dorzuciłabym tutaj nieobecne: "Fiasko" (koniecznie! to jest genialna książka), "Obłok Magellana" (mnie zauroczył i niesłusznie jest dzisiaj zapomniany jako socjalistyczne sf), "Śledztwo" (za klimat chociażby -- jedna scena przyprawia o takie ciarki...!), "Powrót z gwiazd" (za podjęcie tematu "co było potem" i doskonale opisane zjawisko PTSD, aczkolwiek mam do tej książki swoje uwagi, część wątków zestarzała się w brzydki sposób) i "Wysoki Zamek" (historia Lema o Lemie, o Lwowie, o pamięci).

    I czuję, że dogadałabym się z bohaterem Twojego wpisu -- od czasu olemienia mam wrażenie, że wszędzie widzę już, że "Lem to napisał" ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno będę pisać o czytaniu Lema, bo muszę się zmierzyć nie tylko z nim jako z pisarzem, ale także porównać go do Lema z opowieści Ojca. Cieszę się więc na dyskusje z Tobą, bo zawsze zwracasz uwagę na coś, co mi do głowy nie przyjdzie. :)
    "Obłok Magellana" i "Powrót z gwiazd" słabo kojarzę, ale "Śledztwo" i "Fiasko" często gęsto były wspominane.
    Jestem ciekawa czy mnie ogarnie olemienie i jakie.
    Oj, czuję, że będzie się działo w to lato.

    OdpowiedzUsuń
  4. W piątek byłam na spektaklu w krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego na podstawie powieści Lema "Solaris".

    Wcześniej też próbowałam sięgać po Lema, ale kompletnie nie było mi z nim po drodze. Teraz wiem, że chyba po prostu potrzebowałam dorosnąć. Spektakl mną zawładnął i zapragnęłam poznać twórczość Lema :) Okazało się, bowiem, że to nie tylko jakieś tam wymyślone historie o robotach i kosmosie, lecz przede wszystkim diagnoza społeczna i filozoficzna.

    Ponieważ czytelnicze plany wakacyjne mam nieco napięte to myślę, że w te wakacje jednak nie zdążę, ale na pewno będę przyglądać się Twoim spotkaniom z Lemem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej późno niż wcale! Ja tak sama sobie powtarzam. Mam nadzieję, że będziesz do mnie zaglądać przez wakacje, a może w kolejnym roku przejmiesz pałęczkę Lema i tak będziemy mogły w nieskończoność o nim dyskutować. ;)

      Usuń
  5. Polecać "czegoś" Lema nie będę. Dla mnie to jakby dyskutować, która strona sklepienia Kaplicy Sykstyńskej warta jest obejrzenia ;-)
    Ale trzymam kciuki za czytanie Lema w ogóle - to fascynująca podróż...
    A z innej beczki polecam zbiór (opasły) listów, które Mrożek i Lem pisali do siebie od lat 60. Czasami są lepsze od ich utworów. No bo i żaden redaktor, ani Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk im na nich nie siedział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, bardzo mi się podoba Twoje porównanie. :)
      Opasły tom listów znam, kupiłam kiedyś Ojcu w prezencie. Mam nadzieję kiedyś go przeczytać, bo Mrożka też lubię.

      Usuń

Copyright © 2016 Niekoniecznie Papierowe , Blogger