Serce, Radka Franczak

Edward Weston, Akt, 1936 r.

Debiutancka powieść Radki Franczak, absolwentki łódzkiej filmówki, fotografki i reżyserki filmów dokumentalnych,  to całkiem dobra lektura. Główną bohaterką jest młoda dziewczyna, Wika, która wraz ze swoim chłopakiem wyrusza autostopem do Szwajcarii. Tam przede wszystkim zarabiają na studia i planowane wesele. Historia brzmi dla wielu trzydziestolatków znajomo, bo nawet jeżeli sami nie wyjechali za pracą, zrobił to pewnie ktoś z ich bliskich czy znajomych. I czytając „Serce” miałam wrażenie, że słucham opowieści koleżanki. Urzekającej prostotą, trochę takiej współczesnej powieści drogi, ale bez wyjątkowych, zapierających dech w piersiach przygód. Niestety czasami wkradała się do niej banalność, uproszczenia czy wręcz cytaty ze złotych myśli. 

Bardzo w tej powieści podoba mi się uwaga poświęcana kobietom. To one grają w niej pierwsze skrzypce: Wika, główna bohaterka, dla której Szwajcaria jest nie tylko podróżą w dal, ale też i w głąb siebie, jej matka, ciotka i siostra, a także starsze Robin i Shirley,  którymi opiekuje się podczas pobytu zagranicą. 

„Któregoś dnia, po południu, na stację wjechał, trąbiąc jak na wesele, czerwony mercedes, stary, długi van. Wysiadły z niego kobiety.
Wszystkie cztery były około osiemdziesiątki, miały długie, rozpuszczone włosy, w które powtykały różne tasiemki, kwiaty, opaski. Szły na bosaka, w wielobarwnych sukienkach, cienkich spodniach, spódnicach, zlewając się w jeden powiewający lekkością kolorowy obraz. Pokrzykiwały i machały do ludzi na stacji, witając się, jakby przybyły do swoich bliskich, głośnym śmiechem, żywotnością, wigorem odmieniając na chwilę to nijakie miejsce. (...)
Stałam i patrzyłam na nie. Wdychałam każdy ich ruch. Jeszcze w życiu nie widziałam tak pięknych starych kobiet. Nasze były raczej zawiedzione, raczej niezadowolone, surowe. Musiały odczuwać siebie jako rzeczy, stare rzeczy, których już nikt nie chce. (...)
Stare kobiety, które tutaj widziałam, były siłą, jak burza i wiatr, i słońce. Wydawało się, że potrafią być delikatne i zarazem mocne, że cieszą się tą chwilą bez oporów znacznie bardziej niż ja. Niż my. Nie ośmieszały ich wstążki, kolorowe ubrania (...)”

Radka Franczak świetnie też opisała odkrywanie przez Wikę cielesności, a właściwie ciała, swojego i cudzego. I to nie tylko w chwilach zachwytu, jak ta cytowana powyżej, ale też wtedy gdy ciało staje się ciężarem, przestajemy nad nim panować, gdy jest pomarszczone i brzydko pachnie. 

Jest też w tej książce z jednej strony podziw dla Zachodniej Europy, bogactwa i przepychu, tak charakterystyczny dla lat 90-tych. Z drugiej ukryta krytyka konsumpcjonizmu, manii posiadania przedmiotów bez znaczenia, i to wciąż nowych, które w zastraszającym tempie zasilają góry śmieci.

Wika nie jest niesamowitą literacką bohaterką i nie wiem czy ta książka przetrwa próbę czasu, ale dla kilku świetnych fragmentów warto ją przeczytać.  

Źródło zdjęcia: wsimag.com

4 komentarze:

  1. Ta książka się wydaję czymś innym, nowym i dlatego chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się. Dodam, że w książce można znaleźć zdjęcia autorki, które można potraktować jako uzupełnienie historii.

      Usuń
  2. Skutecznie udało Ci się mnie zaintrygować, mimo że tekst jest dosyć zwięzły. Chyba rzeczywiście warto zwrócić uwagę na ten debiut. W każdym razie cytat również intryguje, no a skoro Ty polecasz to tak jakby na książkę przykleić „niekoniecznie papierowy znak jakości”. ;) Dopisuję do mojej listy „do przeczytania”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaję sobie sprawę, że nawet bardzo zwięzły. Miałam jednak wrażenie, że albo powinnam wszystko dokładnie opisać i wyszłaby potwornie długa recenzja, albo jedynie zaintrygować. ;)
      Dziękuję za miłe słowa! Jeżeli jednak kiedyś coś Ci się nie spodoba, daj znać

      Usuń

Copyright © 2016 Niekoniecznie Papierowe , Blogger