Umrzeć na wiosnę, Ralf Rothmann
M. poznaliśmy na festiwalu
muzycznym. Jest nauczycielem w Münster niemieckim mieście z największą liczbą
rowerów w przeliczeniu na mieszkańca. Parę lat temu postanowił przyjechać na
kilka dni do Warszawy. Jego pociąg dotarł na Dworzec Centralny kilkanaście
minut przez siedemnastą pierwszego sierpnia. To biało-czerwony dzień wyjący
syrenami. Uprzedziliśmy M. w co się pakuje, ale to my a nie on byliśmy zakłopotani.
On przyjechał do Warszawy z misją. Przez kilka dni chodził z mapą i notatkami w
ręku. Praktycznie zwiedził całą nieistniejącą Warszawę. Zadawał masę pytań. Najbardziej
w pamięci zapadło mi jednak to, co powiedział któregoś wieczoru: Wiecie, mój
dziadek był na froncie wschodnim. Pracował na kolei. Podobno, bo tylko tyle mi
w domu powiedzieli. Sam nie wiem czy „tylko”...
Ralf Rothmann w swojej książce
„Umrzeć na wiosnę” opisuje jedną z tysiąca takich nigdy nie opowiedzianych
historii. Walter ma dziewczynę, przyjaciół, lubi swoją pracę dojarza. Ma raptem
siedemnaście lat, gdy do wsi przyjeżdżają rekruterzy Waffen-SS i zmuszają go do
zostania ochotnikiem. Zimą 44-go trafia więc na węgierski front w sam środek
rozkładu i zgnilizny. Wydaje się, że ma szczęście, bo zostaje kierowcą i nie
musi walczyć. Walter to dobry chłopak. Wykonuje rozkazy bez przesadnego
zaangażowania. W miarę możliwości stara się pomagać innym, opiekuje się swoim przyjacielem,
ratuje życie kompanowi z oddziału, próbuje odszukać grób ojca. Gdy jego
przyjaciel popada w tarapaty, stara się go z nich wyciągnąć. Ostatecznie robi
jednak to, co mu każą. To co inni. Strzela.
Rothmann opisuje wojnę z całym
jej okrucieństwem, w stadium, w którym już nikt nie oszukuje się, że chodzi o
coś więcej niż zabijanie. Pokazuje bezsens tamtego czasu bez patosu i
wydumania. Główny bohater nie walczy z wiatrakami, nie porywa się na
romantyczne gesty, próbuje być przyzwoity, ale nie rozdziera szat, nie wygłasza
płomiennych tyrad. Bo czy tak naprawdę ma jakiś wybór? Rothmann nie oskarża,
ale też nie usprawiedliwia swojego bohatera. Pokazuje historię człowieka, który
zrobił to, co tysiące innych. Przetrwał.
Éva Besnyö, Boy with a cello, 1931
Źródło: www.scuoladariovettori.org |
O tej książce w Niemczech było
głośno. Krytycy tygodnika „Der Spiegel” uznali ją za najlepszą powieść 2015
roku. W Polsce ukazała się więc dość szybko, chociaż pewnie nie wszystkim
przypadnie do gustu. Dlaczego? Bo to powieść bez fajerwerków i grania na
emocjach, nie ma w niej osądzania, moralizowania czy besserwisserstwa. Warto jednak po
nią sięgnąć, przeczytać z uwagą i dłużej zastanowić. To jest historia dziadków
takich ludzi jak nasz znajomy M.
Umrzeć na wiosnę, Ralf Rothmann, tłum. Aldona Zaniewska, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2016.
Umrzeć na wiosnę, Ralf Rothmann, tłum. Aldona Zaniewska, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2016.
Oooooch! To coś bardzo mocno trafiającego w moje serduszko! Uwielbiam czasy II wojny światowej, ale zrażona wieloma powieściami krążącymi wokół tych czasów i zagadnień... ale do tej obiecuję zajrzeć.
OdpowiedzUsuńPolecam! Jestem bardzo ciekawa zdania innych, bo o ile rozumiem, czemu w Niemczech była tak dobrze odebrana, zastanawiam się czy i jak zostanie zrozumiana w Polsce.
UsuńA jakie powieści tak Cię zawiodły?
Zdecydowanie wciągam na listę "do przeczytania". Przyznam, że podoba mi się ten trend odczarowywania takiego łatwego podziału na winnych i niewinnych, sprawców i ofiary, bo pokazuje bardzo dużą złożoność rzeczywistości, trudną do wyobrażenia sobie "z fotela".
OdpowiedzUsuńChciałam tylko dopytać o jedną rzecz: o ten fragment, kiedy piszesz o tym, że bohater został zmuszony do zostania ochotnikiem. Pamiętam sprawę Guntera Grassa, kiedy przyznał do bycia członkiem Waffen-SS właśnie, a cała sprawa rozbijała się o to, że Waffen-SS rekrutowała tych, którzy chcieli się do niej "zapisać". Jak to tutaj wyglądało, mogłabyś rozwinąć?
Właśnie, czasem w życiu nie ma jednej odpowiedzi na postawione przed nami pytanie. Ja cały czas zastanawiam się nad Walterem i jego wyborami.
UsuńSkoro już wspomniałaś Guntera Grassa to wtrącę, że porównania do niego są zdecydowanie na wyrost. "Umrzeć na wiosnę" to dobra książka, ale pod względem literackim jak i też w szerszym kontekście dyskusji o Niemcach w II wojnie światowej, daleko jej do dzieł noblisty. Wyjątkowo entuzjastyczne polskie blurby robią jej krzywdę, bo windują oczekiwania. Sama się trochę na to złapałam.
I na koniec scena rekrutacji. Chyba jedna z ciekawszych w tej książce i nie wiem czy nie zaspojleruję za dużo odpowiadając na Twoje pytanie (w tym momencie możesz jeszcze przestać czytać ;)). Żołnierze Waffen-SS przypominają gangsterów, którzy przyjechali ściągnąć haracz a wszyscy pozostali: mężczyżni, kobiety, starcy przyjmują to jako coś nieuchronnego. Trzeba zapłacić bo mogą spalić wioskę. Żadna ze stron nie oszukuje się jednak, że chodzi o jakąś szczytną ideę obrony ojczyzny.
Nie słyszałam o tej książce, nie było o niej chyba głośno niestety. Bo takie lektury powinny być rozgłaszane. Ja chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę! I koniecznie daj znać, jak wrażenia z lektury.
UsuńPrzyznam, że brak rozgłosu mocno mnie zmotywował do napisania o tej książce. Nie wszystkim musi ona się podobać, ale warto by o niej w Polsce podyskutować.