W pustyni i w puszczy, Henryk Sienkiewicz
Dawno, dawno temu w początkach bloga trafiłam na dyskusję u Pyzy i zadeklarowałam, że przeczytam „W pustyni i w puszczy”. A właściwie dużo więcej, zobowiązałam się, że będę tej książki bronić. Nadszedł więc ten czas!
Na początek kilka kwestii technicznych. Postanowiłam książkę odsłuchać a nie przeczytać. Dlaczego? Po pierwsze szkoda mi było czasu, który miałam na czytanie na sięganie po lekturę, którą znam. Po drugie, chciałam na dobre rozpocząć swoją przygodę z audiobookami. Ogólnie eksperyment był średnio udany. Przekonałam się, że można słuchać książek podczas spaceru, zakupów czy gotowania. Niestety audiobook z Wolnych Lektur nie jest zbyt dobry, więc trochę odebrał mi z przyjemności powrotu do szkolnej lektury. Nie polecam, uważam, że można to zrobić lepiej.
Należałoby teraz przejść do sedna czyli chwalenia jak dobre jest „W pustyni i w puszczy”. Ale zanim to zrobię, wyjaśnię jeszcze jedną ważną kwestię. Nie da się tej powieści Sienkiewicza czytać w 2016 roku jedynie jako przygodówki dla dzieci. Zamykanie oczu na pochwałę kolonializmu, a przede wszystkim imperializmu Wielkiej Brytanii (jest dobra na wszystko! a zauważyła to nawet komunistyczna władza i wycofała tę lekturę ze szkoły w latach 50-tych) czy usprawiedliwianie rasistowskich opisów Arabów i czarnoskórych rdzennych mieszkańców Afryki (są głupsi od czternastoletniego białego chłopca) byłoby zaklinaniem rzeczywistości i wielkim nieporozumieniem. A nie o to mi chodzi. Nie zamierzam jednak rozpisywać się tutaj nad tymi kwestiami, od początku wiedziałam, że są one dla mnie nieakceptowalne i zastanawiałam się czy jest w tej książce coś poza tym. (Uwaga na wirtualnym marginesie: swoją drogą to ciekawe, że Sienkiewicz pochodzący z kraju, który na przełomie XIX i XX w. nie istniał, nie zauważył żadnych podobieństw w powstaniu mahdystów przeciwko Egiptowi i Wielkiej Brytanii).
Ben Enwonwu przy jednej ze swoich najważniejszych rzeźb, wizerunku Królowej Elżbiety II. Zwróćcie uwagę na lekko powiększone usta czy bardziej zaokrąglone rysy monarchini. Piękność według afrykańskich standardów.
Źródło: bbc.co.uk |
„W pustyni i w puszczy” to przede wszystkim dobrze skonstruowana powieść. Głównymi bohaterami są dzieci, a tak naprawdę czternastoletni Staś Tarkowski. Przygody jego i Nel są ekscytujące i w dużej mierze prawdopodobne. Oczywiście Sienkiewicz czasami przesadza, np. gdy Staś nawet ryzykując życie Nel i swoje nie wyrzeka się wiary katolickiej. Ale też nie przesadzajmy z krytyką, nie on pierwszy i nie jedyny opisywał w ten sposób ideał Polaka patrioty. Moim ulubionym fragmentem książki był i pozostał ten, gdy dzieciaki mieszkają w baobabie Krakowie. Marzenie by kiedyś takie drzewo zobaczyć na żywo nie straciło na atrakcyjności mimo upływu lat. Sporo też jest w powieści uroczych scen, jak zabawy Nel ze słoniem czy Sabą. Dzieciaki wychodzą obronną ręką z niebezpiecznych sytuacji, przy tym odkrywają tyle niezwykłych rzeczy. Nie wiem jak Wam, ale mi w dzieciństwie marzyły się bohaterskie wyczyny, wymagające odwagi i pełne niesamowitości. Po latach oczywiście trudno mi było się identyfikować z Nel czy ze Stasiem, ale gdybym miała mniej lat na karku, czemu nie.
Bezsprzecznie głównym bohaterem „W pustyni i w puszczy” jest Staś. To on jest odważny, snuje plany wycieczek i ucieczek, opiekuje się Nel, organizuje podróże, dowodzi, uczy. Jest wykształcony, błyskotliwy (w rozmowach z dorosłymi jest często jedynym, który zadaje sensowne pytania) i empatyczny. Trochę zbyt idealny nawet biorąc pod uwagę, że jest bohaterem powieści dla młodszych czytelników. Zastanawiała mnie też ogromna czułość, jaką budzi w nim Nel. Czy czternastoletni chłopcy przeżywający przygodę życia potrafiliby się wręcz zakochać w ośmioletniej dziewczynce? Zresztą uważam, że Staś ma trochę za dużo cech dorosłego Polaka patrioty, ale biorąc pod uwagę Sienkiewiczowskie zacięcie do pokrzepiania serc, specjalnie się temu nie dziwię. (Do łez rozbawił mnie fragment, gdy Stasiu zastanawiał się czy by nie odbudować Polski w Afryce albo stworzyć wojska z Afrykańczyków i wyzwolić ojczyznę).
Mała Nel nie jest równorzędną partnerką. Nic dziwnego w końcu ma raptem osiem lat i rozpieszczana była przez swojego ojca do granic możliwości. Ogromnie wymowna jest jedna z pierwszych scen powieści, kiedy to panowie Tarkowski i Rawlison siedzą wieczorem w domu i oddają się ulubionemu zajęciu czyli rozmawianiu o dzieciach. (Taka patchworkowa rodzina?) Zachwycają się mądrością i elokwencją Stasia i anielską urodą Nel. Od dziewczynki nie wymaga się nic poza tym, żeby była, pięknie się uśmiechała i radowała serca innych. Nie uważam jednak, żeby Nel sama w sobie była jakąś okropną kobietką. Została wychowana na księżniczkę i jako ośmioletnie dziecko (bo ona jest przede wszystkim dzieckiem) nie wie jeszcze na co ją stać, to nie jest jeszcze czas buntu i nic dziwnego, że używa znanych sobie środków do osiągnięcia własnych celów (płacz). Ośmioletni chłopcy, może w płacz nie zawsze uderzą, ale krzykiem czy piskami nie jedno potrafią wymóc na starszych. Jeżeli Nel manipuluje, to robi to jak każde dziecko w jej wieku.
Vision of the tomb, obraz sudańskiego artysty Ibrahima El-Salahiego.
Źródło: tate.org.uk |
O postaciach drugoplanowych zbyt dużo a zwłaszcza dobrego napisać się nie da. Prawie wszyscy są jedynie tłem dla bohaterskiego Stasia. Afrykańczycy i Arabowie są od niego głupsi, nawet lojalny Kali musi zasięgać u niego rad, co robić jako król, a spotykani Anglicy czy tatusiowie bez przerwy rozpływają się nad zaletami jego charakteru. Drugoplanowe postaci kobiece pojawiają się na krótko i nie poświęca im się zbyt dużo czasu.
Czy jest jeszcze coś ciekawego w tej powieści? Nie jestem ekspertem i niewykluczone, że Sienkiewicz popełnił wiele błędów, trzeba jednak przyznać, że sporo miejsca poświęca faunie i florze Afryki. Staś i Nel są ciekawskimi dzieciakami i z uwagą obserwują, co się wokół nich dzieje. Obserwują zwierzęta, które spotykają na swojej drodze, podziwiają krajobrazy, korzystają z tego, co przyroda może im zaoferować. Podoba mi się, że Staś ma sporą wiedzę geograficzną, którą stara się wykorzystać w praktyce bądź zweryfikować.
Miałam chwalić „W pustyni i w puszczy” ale panegiryk żadną miarą z tego wyjść nie chciał. Jest to powieść z elementami, które dorosłego człowieka w 2016 roku mają prawo irytować. Nie mogę się też zdecydować czy powinna być lekturą, czy nie. Czyta się ją nieźle. Kiedy próbowałam przypomnieć sobie czy zrobiła na mnie jakiekolwiek wrażenie, gdy czytałam ją w podstawówce, nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy. Z pewnością nie jest to książka, która w jakikolwiek sposób ukształtowała moje postrzeganie świata. Ot, taka trochę trącąca myszką opowieść o przygodach dzieci w Afryce.
Chętnie przypomniałabym sobie "W pustyni i w puszczy" - pamiętam, że była to jedna z moich ulubionych lektur. Ale, rzecz jasna, wtedy była dla mnie wyłącznie barwną, egzotyczną przygodą, z idealnie trafiającymi w mój ówczesny gust bohaterami (identyfikowałam się z Nel - ach, ten Staś! ;-) ). Jako taka sprawdza się idealnie chyba i dziś. Cały irytujący "naddatek", który widzi się i rozumie po latach, mógłby mi pewnie przeszkadzać, choć można go potraktować jako signum tempori.
OdpowiedzUsuńA propos audiobooków: nie znoszę. Miałam kilka prób "wysłuchania" różnych książek - wszystkie nieudane. Odpływam, zapominam się, rozkojarzam, zasypiam... Nie dla mnie ta cała książkowa nowoczesność. I nawet fakt, że można zaoszczędzić trochę czasu ("czytać" i spacerować albo gotować obiad), jakoś mnie nie przekonuje. Muszę mieć książkę w ręku, sama przewracać kartki, mieć kontakt ze słowem pisanym (czy to znaczy, że jestem wzrokowcem?). Ale w dzieciństwie uwielbiałam, gdy rodzicie czytali mi książki do poduszki. I jeśli ktoś wtedy zasypiał, to oni, nigdy ja! ;-)
Ciekawe, ile jeszcze osób, jeżeli chodzi o same wspomnienia, w ogóle nie pamięta nieprzygodowej "otoczki". I jeszcze o Nel, w sumie to okazała się całkiem silną dziewczynką, bo przetrwała okropnie trudną i męczącą podróż. Trochę jakby wbrew temu, że w domu wszyscy na nią dmuchali i chuchali.
UsuńCo do audiobooków, to nie poddałam się. Mam za sobą dwa tomy Miłoszewskiego i muszę przyznać, że mi się spodobało. Nie będę Cię bardzo namawiać, ale u mnie dwie rzeczy okazały się kluczowe: lektor i zupełnie odmienne warunki niż przy czytaniu, tzn. sytuacje w których niemożliwością jest czytanie książki. Okazało się, że przy trylogii Szackiego zniknęły problemy z zapamiętywaniem bohaterów czy odpływaniem.
...ciebie rozbawił fragment o Polsce w Afryce a mi się z dreszczem przypomniały XIXwieczne koncepcje o Madagaskarze dla Żydów ;) W sumie bardzo to ciekawe doświadczenie, powtórna lektura 'W pustyni i w puszczy" i może bym się za nią nawet wzięła, ale ach, tyle książek, tak mało czasu ;)
OdpowiedzUsuńPs. Ja też kompletnie nie-audiobookowa. Rozumiem, że można podczas innych czynności, ale ja wtedy melomana udaję i jakoś tak nie wyobrażam sobie wymienienia tego na książki.
Z tym Madagaskarem to jest ciekawa kwestia, bo inicjatywa raczej pochodziła od rządów państw europejskich (Francji, Polski a potem Niemiec), chociaż podobno cieszyła się też poparciem wśród syjonistów. W niektórych książkach nacisk kładzie się na pierwszy, ewidentnie antysemicki aspekt, w niektórych podkreśla się drugi. W kontekście historycznym te rozważania Stasia są wysoce absurdalne.
UsuńP.S. Trochę Cię rozumiem, bo ja na przykład biegać mogę tylko przy muzyce (żadnych audiobooków wtedy!). Z drugiej strony mój Nieślubny jest muzyczny, więc sporo wspólnego wolnego czasu spędzami na słuchaniu i dlatego nie żal mi łażenia po mieście na audiobooki.
Przeczytałam z ogromnym zainteresowaniem! I już się cieszę na dyskusję -- ale najpierw odświeżę sobie książkę, żeby być bardziej "na bieżąco" przygotowana :-). Twoje uwagi będę miała z tyłu głowy podczas lektury (ach, faktycznie ten baobab to było marzenie! ;-)).
OdpowiedzUsuńWyczekuję zatem!
UsuńWydaje mi się jednak, że żadna z nas nie nazwałaby baobabu Krakowem. :D